Z wielkim żalem żegnamy Karla Dedeciusa – wybitnego tłumacza, propagatora kultury polskiej i rosyjskiej w Niemczech, orędownika pojednania polsko-niemieckiego i jednego z pomysłodawców utworzenia z Willi Decjusza instytucji promującej międzykulturowy dialog, tolerancję i prawa człowieka.
W swojej książce pt. „Europejczyk z Łodzi” wspominał:
Szczególnie dobrze pamiętam dwa epizody związane z Szymborską. Świadczą one o wyrafinowaniu jej ironicznych aluzji. Pewnego dnia Kornel i ona oznajmili mi: dzisiaj wybierzemy się na zieloną trawkę. Wyprawa nie była daleka, sześć kilometrów na północny zachód od centrum miasta, od Sukiennic, w kierunku lotniska Balice. Minąwszy niekończącą się dzielnicę willową, dotarliśmy do parkowych i leśnych krajobrazów podmiejskich. Oboje wymienili nazwę: Wola Justowska. I nie zdradzili nic więcej. Później poszliśmy szeroką polną drogą, aż wreszcie zatrzymaliśmy się przed zrujnowanym pałacem, który mimo rozpadu emanował jeszcze niegdysiejszą świetnością i włoskim wdziękiem.
– Co to jest? Zaklęty baśniowy zamek w pajęczej sieci?
– Wejdźmy do środka. Wewnątrz panował zatęchły półmrok i wilgotny chłód. Cmentarna aura. Poszliśmy korytarzem. Budynek konał, podobnie jak jego mieszkańcy. Na zardzewiałych łóżkach, stojących tuż obok siebie, leżeli ciężko chorzy. Kasłali, dyszeli i jęczeli cicho pod nosem. Podeszła do nas kierująca szpitalem pani ordynator. Wisława przedstawiła mnie: „To jest potomek pierwszego właściciela tego pałacu, pan Karl „de Decius”, a to szefowa tego domu, pani doktor… Przemknęło mi przez myśl, że to przypadkowe spotkanie zostało wcześniej zaaranżowane. Jeden z zaskakujących pomysłów Szymborskiej.
– Tak, nasza Willa Decjusza się rozpada. Chorzy już dawno powinni znaleźć lepsze lokum. Bez przerwy o to wnioskujemy, od dawna. Odniosłem wrażenie, że lekarka wzięła ten żart poważnie, fonetyczną grę słów: Decius, Dedecius – i chciała się wytłumaczyć.
Polska była, ogólnie rzecz biorąc, tolerancyjnym krajem, szczególnie zaś miasto Kraków. Kiedy w XV wieku papież Paweł II kazał szpiegować za udział w spisku przeciw jego życiu florentyńczyka Kallimacha, poetę i wolnomyśliciela, król Kazimierz Jagiellończyk (1427-1492) udzielił mu azylu w Krakowie i uczynił go wychowawcą swoich dzieci. Rzeźbiarz Wit Stwosz, który z powodu niespłaconych długów i niewykupionych weksli naraził się na kłopoty ze strony norymberskich rajców i miał zostać aresztowany, zbiegł również do Krakowa, gdzie pozostał przez dwadzieścia lat. W podzięce za wspaniałomyślny azyl wyrzeźbił swój najpiękniejszy ołtarz dla Kościoła Mariackiego, znajdującego się na rynku dawnej stolicy Polski.
Konrad Celtes, jako pierwszy poeta niemiecki uwieńczony laurem poetyckim przez cesarza Fryderyka III na zamku w Norymberdze, profesor poetyki w Wiedniu, znający wykształconą elitę Europy, studiował dwa lata w Krakowie, opiewał w miłosnych poematach mieszczkę Halszkę i powołał do życia pierwsze polskie towarzystwo literackie „Sodalitas Litteraria Vistulana”. Wdzięczność podopiecznych okazuje się często zbawienna. Dla obydwu stron.
Co wspólnego ma z tym jednak Decjusz? Decjusz, wówczas jeszcze Ludwig Jodok Dietz, zbiegł w 1505 roku jako młodzieniec przed politycznymi i religijnymi zamieszkami w Weissenburgu w Alzacji, przyłączył się w sąsiednim mieście Landau w Palatynacie do rodu Bonerów, po czym, podobnie jak oni, powędrował na wschód i osiadł w Krakowie. Zarówno Celtes, jak i Decjusz zdobyli tu zaufanie i pozycję, zajmowali także czołowe stanowiska u boku króla Zygmunta Starego. Natomiast Franz Boner z Landau, bankier i doradca finansowy króla, zapisał się w dziejach jako „Fugger z Polski”. Dietz, którego nazwisko zgodnie z obyczajem humanistów w Krakowie zlatynizowano do postaci „Decius”, ogromnie zasłużył się miastu i Koronie – jako sekretarz króla, rajca, dziejopis, mecenas uniwersytetu i drukarń, dyrektor żup solnych, twórca – wraz z Kopernikiem – polsko-pruskiej unii monetarnej w Toruniu, dyplomata królewski, zaufany pośrednik między Polską, Prusami a Rzeszą, dwukrotnie obdarzony szlachectwem – w Krakowie i w Wiedniu … powodujące zawrót głowy nagromadzenie urzędów i godności.
Dzięki małżeństwu Zygmunta z Włoszką Boną Sforzą w orszaku oblubienicy przybyli do kraju włoscy architekci, którzy przez Alpy przenieśli na zbudowane przez siebie place, domy, kościoły i pałace atmosferę Południa: pastelowość, pogodę, lekkość. Król humanistów „Złotego Wieku” kazał dla swojego przyjaciela i zausznika zbudować rezydencję.
Co, pomijając żart, Szymborska mogła mieć poza tym na myśli? Z czasem nauczyłem się rozumieć jej aluzje. Nie, ten Decjusz nie należał do moich przodków, sam to najlepiej wiedziałem, mój antenat nie był miejskim patrycjuszem, lecz rolnikiem; a mimo to jego nazwisko coraz częściej kojarzono z moim. Decjusz stał się dla mnie wzorem i bodźcem dla projektu „Renesans 2000”: nie tylko w moim życiu, ale także w życiu Europy. Bo już w roku 1500 kształtowało się takie jej pojmowanie. W Krakowie.
30 maja 1991 roku podczas zorganizowanego w ramach Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie sympozjum kulturalnego w Krakowie miałem zaszczyt sformułować i przedstawić projekt delegacji niemieckiej, która przychyliła się do mojego pomysłu, aby w Wilii Decjusza utworzyć Akademię Europejską. W roku 1992 rada miejska Krakowa postanowiła pozyskać dla celów kulturalnych i naukowych teren z parkiem i pałacem. Dzięki współpracy wielu ludzi i wsparciu licznych instytucji willę, starannie odrestaurowaną przez lokalnych konserwatorów, oddano 6 września 1996 roku publiczności jako nowy symbol miasta.
Niedługo po odebraniu literackiej nagrody Nobla w Sztokholmie, Wisława Szymborska, której gościem tam byłem, wróciła do swojego żartu o Decjuszu. Podczas kolacji w niewielkim gronie przyjaciół na krakowskiej Starówce, wy- ciągnęła z torby kartkę papieru, fotokopię łacińsko-polskiego tekstu, pełną dat, szczegółów i przypisów publikację na temat zabytków i skarbów sztuki Kra- kowa. Zreferowała treść kartki: napis na tablicy wotywnej z brązu w jednym ze stu krakowskich kościołów brzmi: czcigodni rajcy urbs celebrissime Cra- covia Decius i Rottermund ogłaszają zaślubiny swoich dzieci. Powierzając je opiece Pana. No i? Gdzie puenta?
Szymborska jest córką Anny z Rottermundów.
– Widzisz, teraz jesteśmy krewnymi. Mogłabym po tobie dziedziczyć.
– Albo ja po tobie.
[tłumaczenie: Sława Lisiecka]